LOURDES - z nadzieją na CUD
Lourdes uznane jest jako światowe centrum pielgrzymkowe, do którego od 1858 roku przybywają ludzie z całego świata. Każdego roku przybywa do Lourdes ponad 5 mln pielgrzymów; spotkamy tu ludzi z wszystkich kontynentów, mnóstwo narodowości tworzy jedną wspólnotę. Nie będę rozpisywać się na temat objawień Matki Bożej w Lourdes, gdyż wszelkie informacje dostępne są w różnych książkach, publikacjach, czy też w internecie. Pragnę skupić się na wątku osobistym.
Pielgrzymujemy, aby odkrywać, poznawać, dopełniać, odnaleźć siebie, rozwijać się w wierze..... W miejscach Objawień szukamy pomocy,spodziewamy się Cudu, gdy już wszystko to, co człowiek mógł zrobić, zawiodło. Tak też i było z nami, czyli ze mną i moim mężem. Rok 1979, nagła utrata zdrowia i sprawności fizycznej mojego męża, leczenie w szpitalach, ośrodkach rehabilitacyjnych, chwile pobytu w domu, by móc, choć trochę nacieszyć się małą córeczką, i tak przez 10 lat. Gdy ustała nadzieja na powrót do zdrowia i uzyskania, choć w części sprawności fizycznej, pojawiła się możliwość wyjazdu do Lourdes. Wiedzieliśmy, że jest to miejsce, gdzie wielu chorych doznało cudu uzdrowienia. Nie ma rzeczy przypadkowych, Pan Bóg postawił na naszej drodze życia ks. prałata, Stanisława Ładę, proboszcza parafii pw. Krzyża Świętego w Pruszczu Gdańskim, który od 1988 roku organizował pielgrzymki chorych do Lourdes. Lista oczekujących była bardzo długa. Przez cały rok, odmawiając codziennie różaniec, prosiliśmy Maryję z Lourdes, aby nas do Siebie zaprosiła. Nasze modlitwy zostały wysłuchane. W sercach naszych pojawiła się wielka radość, olbrzymia nadzieja ( przecież tylu chorych Matka Boża w Lourdes uzdrowiła), i obawa, czy damy radę autokarem pokonać 2 500 km, jak znowu rozstać się na 3 tygodnie z dzieckiem?
16 września 1989 roku, równo 10 lat od wypadku męża,wraz z osobami chorymi, niepełnosprawnymi ( 6 osób na wózkach), i opiekunami, z nadzieją i wiarą w cud uzdrowienia, ruszyliśmy autokarem w drogę. Kilkudniowa jazda, z przerwami na noclegi, była czasem modlitwy i rekolekcji w drodze. Zanim dotarliśmy do Lourdes, przez 2 dni przebywaliśmy w Taize, gdzie bliżej poznaliśmy braci ze Wspólnoty Ekumenicznej, uczestniczyliśmy we wspólnych modlitwach i poznaliśmy założyciela Wspólnoty, Brata Roger. Po drodze ksiądz Stanisław Łada zaprosił nas do Ars, na spotkanie ze świętym Janem Vianney, patronem proboszczów. Wreszcie, dnia 22 września dojechaliśmy do Lourdes, serca nam biły z nadzieją na spotkanie się z czymś niezwykłym. Pięciodniowy pobyt, to czas modlitwy, skupienia, zadumy, płaczu, refleksji. Przez cały czas przygotowań do wyjazdu i przez całą drogę do Lourdes, modliliśmy się o uzdrowienie fizyczne. Pan Bóg miał jednak inne plany. Z całą naszą grupą pielgrzymów uczestniczyliśmy w mszy św. przed Bazyliką Różańca św. Niesamowite wrażenie zrobiła na nas ogromna liczba chorych przywiezionych na łóżkach i wózkach, ludzi w różnych stanach chorobowych. Wielki szpital nadziei na uzdrowienie lub odzyskanie odwagi do dalszego życia. W czasie trwającej mszy św., patrząc na ogrom otaczającego nas cierpienia, modliłam się o siłę,wiarę i aby nie pogorszyło się zdrowie męża. Po Eucharystii, w trakcie rozmowy, mąż wyjawił, że między innymi prosił Boga, aby jego stan nie uległ pogorszeniu. Niesamowite, równocześnie o to samo prosiliśmy Boga. Mąż nie doznał cudu uzdrowienia fizycznego, ale dziękowaliśmy Bogu, za wszystko, co nam dał. Doznaliśmy cudu uzdrowienia duchowego, zrozumieliśmy, że zdrowie fizyczne jest bardzo ważne, lecz ważniejsze jest zdrowie duchowe. Dziękujemy Bogu, dziękujemy Matce Bożej z Lourdes za cud odnalezienia właściwej drogi.
Czas przeżyty w Lourdes nie da się opisać słowami, tam po prostu trzeba być. Było nam dane jeszcze trzykrotnie być w Lourdes, które jak magnes przyciąga i przypomina słowa Pani, która w kolejnym objawieniu się Bernadetce, 25.02.1858r, powiedziała " Idźcie do źródła, pijcie, umyjcie się".
Grażyna i Marian